wtorek, 6 marca 2012

Lecę do Londynu, tylko dajcie mi Ronaldo

Jose Mourinho świętujący tytuł mistrzowski w barwach Chelsea


Jak donoszą angielskie media (tu akurat za Daily Mirror), Jose Mourinho jest gotowy, by wrócić do Chelsea. Szkoleniowiec, który w realiach dzisiejszego futbolu może na pewno być nazywany cudotwórcą chce wrócić tam, gdzie spędził najwięcej czasu w swej karierze (jako samodzielny menedżer).

Żądania, jakie stawia Romanowi Abramowiczowi wydają się być jednak absurdalne. 12 milionów funtów rocznie to może nie jest wymóg nie do spełnienia. Za taki należy jednak uznawać sprowadzenie z Realu Madryt Cristiano Ronaldo.

The Special One najwyraźniej chce sprawdzić, jak daleko jest w stanie posunąć się Roman Abramowicz, by mieć go u siebie. A ten dla Portugalczyka już raz stracił głowę. Na trzy lata z hakiem, które uszczupliły portfel rosyjskiego miliardera o nieco ponad 372 miliony euro. Jeżeli odliczyć od tego Arjena Robbena, który był jeszcze pomysłem poprzednika Mou, Claudio Ranieriego, to i tak wychodzi ponad 350 milionów. Po Mourinho takie pieniądze dostał tylko Carlo Ancelotti (na Torresa i Davida Luiza zimą poprzedniego roku), a także Andre Villas-Boas. On miał być klonem Mourinho, jednak mistrz okazał się być kilka stopni wtajemniczenia wyżej niż uczeń.

Teraz jednak Mourinho żąda pieniędzy na jednego zawodnika, który będzie kosztował pewnie więcej niż Fernando Torres, Andriy Shevchenko i na dokładkę Tal Ben-Haim (ktoś w Londynie o nim jeszcze pamięta?) razem wzięci. I pewnie zakup jednego Ronaldo go nie zadowoli. Wymaga więc wyłożenia na stół - na same transfery - sumy oscylującej pewnie wokół ćwierć miliarda euro. Sumy, którą rok przed przyjściem Mourinho na nowych piłkarzy spożytkował Florentino Perez.

Bo czy ktoś wątpi w to, że Mourinho będzie chciał mieć u siebie po raz kolejny Ricardo Carvalho? Że mając w Chelsea tylko jednego nominalnego defensywnego pomocnika (Obi Mikela i Essiena traktuję jako środkowych pomocników) wzmocni tą, chyba swoją ulubioną formację, za darmo? Czy raczej będzie chciał wyjąć z Realu Khedirę, albo - puszczam tutaj wodze wyobraźni - Huddlestone'a z Tottenhamu? Odpowiedź nasuwa się sama.

No i ten największy transfer. Cristiano Ronaldo. Choć Mourinho jest trenerem, za którym niektórzy zawodnicy wskoczą w ogień, u którego wielu wspina się na szczyt swoich umiejętności, to czy Ronaldo nie jest przypadkiem samograjem? W mojej opinii, dla niego nie ma znaczenia czy zza linii bocznej krzyczy do niego Mourinho, Pyrdoł, Probierz czy Hiddink. A raczej na pewno nie zachowywałby się po odejściu The Special One z Realu jak Marco Materazzi.



Czy więc poszedłby do Chelsea? Musiałby wtedy na pewno przywyknąć do wielu obelg z Manchesteru (a raczej jego czerwonej części), a także dochodzących z Madrytu. O tym, że się sprzedał, że zdradził.

Mourinho musi o tym zresztą wiedzieć najlepiej. Czy więc zapowiadanie, że jest gotowy przejąć Chelsea to faktyczna oferta, czy tylko pewien rodzaj kokieterii? Może chce sprawdzić, na ile może sobie (będąc przecież jeszcze w Realu) pozwolić, może sprawdza, jak wiele jest w stanie mu dać Abramowicz, by jego syn marnotrawny wrócił... Na pewno bez celu na gorący londyński stołek się nie zgłosił. Jego wypowiedzi nigdy nie są i nie były bez celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz