niedziela, 20 maja 2012

Pokaż, na co Cię stać


Di Matteo to niewątpliwie największy wygrany tego sezonu

Wiecie, kto był największym przegranym zakończonej przedwczoraj (a właściwie to wczoraj) Ligi Mistrzów? Założę się, że odpowiecie, że Robben, że Bayern, że Heynckes, że Real, że Barcelona... Ale nie przyjdzie Wam do głowy, że jest taki mężczyzna. Nie taki wcale młody, ale też nie stary, który musiał czuć nieprzyjemne skurcze w żołądku. Najmłodszy w historii trener-zdobywca europejskiego pucharu, Andre Villas-Boas.


Wiktoria, która w sobotnią noc przyodziana była w niebieskie barwy, to była też jego wiktoria. A jednak medal wylądował na szyi opalonej szwajcarskim, a później włoskim słońcem. Nie udało się AVB powtórzyć tego, co w Porto osiągnął Mourinho. Choć w dossier może sobie dopisać zwycięzca Ligi Mistrzów, jednak czy aby na pewno chciał, by to tak wyglądało?


To on przygotował ten zespół do sezonu w ten sposób. Wiadomo, forma przychodzi i odchodzi, ale przedsezonowe treningi i planowanie tych w trakcie rozgrywek służy temu, by zwiększyć prawdopodobieństwo osiągnięcia szczytowej kondycji fizycznej w odpowiednim, kluczowym fragmencie sezonu. Villas-Boas trafił doskonale. The Blues wznieśli się na wyżyny wtedy, gdy zadyszka dopadła Barcelonę.


Niestety, Portugalczyka nie było już wtedy na ławce Chelsea. Bo spróbował zrobić coś, na co mało kto by się odważył. Odsuwać stopniowo od składu Franka Lamparda, Johna Terry'ego i Didiera Drogbę. Gdyby ta wymiana pokoleniowa mu się udała, byłby noszony w Londynie na rękach. Ale ryzykował też, że w razie niepowodzeń, spadnie na niego fala krytyki nie tylko ze strony kibiców i mediów, ale też ze strony zespołu.


No i spadła. W marcu zatopiła Villasa-Boasa na dobre, a skorzystał z tego były reprezentant Włoch. Geniusz! Przywrócił do składu weteranów i proszę bardzo! Jak ten zespół potrafi grać, jak wygrywać! 


Wielu już teraz porównuje Di Matteo do Guardioli. Bo mieli podobnie imponujące wejście. Jeszcze nie, moi drodzy. Di Matteo znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, a jednocześnie nie miał nic do stracenia. Wiedział, że przychylność kibiców zyska, gdy przywróci weteranów do zespołu. Chelsea dalej grałaby - mówiąc kolokwialnie - "piach"? W porządku, ten sezon i tak był stracony, a przynajmniej do jedenastki wracają ulubieńcy kibiców. Miał jednak to szczęście, że Villas-Boas przygotował fundament pod piorunującą końcówkę sezonu.


Najprawdopodobniej dzięki temu wszystkiemu, o czym tu pisałem, Di Matteo w Chelsea pozostanie. Nie zwalnia się trenera, który zdobywa Ligę Mistrzów, FA Cup i ratuje sezon dla The Blues. I mnie to cieszy. Bo mając przed sobą okres przygotowawczy przed kampanią 2012/2013, Włoch urodzony w Szwajcarii miałby okazję pokazać, na co naprawdę go stać. Czy faktycznie jest samorodnym geniuszem i czy można go porównywać do ustępującego trenera Barcelony. Bo warto przypomnieć, że gdy ten wygrał wszystko, co było do wygrania, pracował na siebie od pierwszego lipcowego treningu aż do finału Klubowych Mistrzostw Świata.


---


Wiecie, co? W sumie ta sytuacja trochę przypomina mi wejście Jose Mari Bakero do Lecha Poznań w przeddzień meczu z Mancheseterem City w Europa League. Jacek Zieliński przygotowywał Kolejorza do sezonu i został zwolniony na bodaj trzy dni przed spotkaniem z The Citizens. I 3:1 dla Lecha to była w wielkiej mierze jego zasługa, jednak po meczu na rękach noszono Bakero.


---


I jeszcze taka ciekawostka z wczorajszego spotkania:






Przypominacie sobie drugi taki mecz, gdzie jedna drużyna ma 20 rzutów rożnych, a rywale jeden i zamieniają go na tak ważnego gola jak ten Didiera Drogby? Wybaczcie, ale ja nie potrafię z zakamarków pamięci niczego podobnego wygrzebać.

poniedziałek, 14 maja 2012

What goes around comes around...


W bezpośrednich meczach 6:1 dla City. Tytuł? Również dla nich!



...mogli wczoraj zaśpiewać kibice obydwu Manchesterów, a także... Bayernu Monachium! Dlaczego? Przypominacie sobie finał Ligi Mistrzów pomiędzy United a Bayernem z 1999 roku? Dwie bramki Czerwonych Diabłów i Bawarczycy przebywają w trzy minuty drogę spod bram nieba aż w najgłębsze czeluści piekielne. Wczoraj, po niespełna 13 latach kibice Bayernu mogli uśmiechnąć się pod nosem. The Citizens pomścili ich w stylu, jakiego nie powstydziłby się w swoich scenariuszach sam Hitchcock.


O wczorajszym meczu w ciągu ostatnich 24 godzin napisano już chyba wszystko. Że Mancini stracił co najmniej dziesięć lat życia (czego z pewnością nie żałuje), że Aguero zamknął swój bardzo dobry sezon w fenomenalnym stylu... City może więc w spokoju przygotowywać się na podbój Europy. Anglię - po 35 długich latach - już podbili. Ziścił się wreszcie angielski sen Mansoura Bin Zayeda Al Nahyana, teraz czas na pokazanie wszystkim inwestorom wielkich klubów - na czele z Romanem Abramowiczem - jak idąc za ciosem zdobywa się Champions League.


Nieprzypadkowo wspominam o londyńskiej Chelsea. Bo jej sympatycy, wraz z fanami innych angielskich klubów (oj, i nie tylko) zarzucają, że:
- City kupiło sobie mistrzostwo,
- ich kibice to sezonowcy.


I choć nie sympatyzuję szczególnie z Manchesterem City, bliżej mi raczej do Tottenhamu (o czym już na 91. minucie pisałem), to chętnie wystąpię w roli obrońcy The Citizens. Dla zasady, trochę w myśl popularnej ostatnio kampanii "NO H8".


City kupiło sobie mistrzostwo!


Tutaj właśnie do gry wkracza Chelsea. Przepraszam państwa bardzo, ale czy The Blues zdobyli tytuł w Premier League przed przyjściem Romana Abramowicza, czy może dopiero w momencie, gdy wyłożył ponad 330 milionów euro na transfery? 


Transfery Chelsea Londyn w sezonie 2003/2004


Transfery Chelsea Londyn w sezonie 2004/2005


Poza tym transfery City nijak się mają do tych robionych w XXI wieku przez Real Madryt. Ronaldo za 94 milionów euro? Przy tym 45 za Aguero wygląda jak drobne. A 43 za Robinho? Za Kakę Real dał 22 "kawałki" więcej. Kibiców United również zmartwię. W tabeli rekordów transferowych to ten czerwony Manchester jest wyżej niż City - za sprawą Rio Ferdinanda.


Rekordy transferowe w piłce nożnej


Ich kibice to sezonowcy!


A przepraszam Was bardzo. Kibice Realu Madryt zaczynali kibicować Królewskim gdy byli w piątej lidze Hiszpanii czy może jednak gdy wygrywali Ligę Mistrzów dwa razy w ciągu trzech lat? Fani United zaczęli się interesować tym klubem dlatego, że spodobały im się kolory koszulek czy może dlatego, że byli (i są nadal) jednym z najlepszych klubów na świecie? Owszem, wspomniani sezonowcy zawsze się zdarzą. Ale czy Real, Barcelona, Chelsea, United nie mają swoich? Takich "fanów" po prostu uznaje się za niepoważnych, ale ci prawdziwi zawsze zostaną. Nawet jeśli pan Bin Zayed odejdzie z Manchesteru i na transfery wydawać się będzie znów nie kilkadziesiąt a kilka milionów euro, w porywach do kilkunastu.


Rozumiem doskonale, że przez wielu przemawia zawiść, bo niestety - zwycięzców się albo kocha, albo nienawidzi. Wszystko to kwestia strony barykady, po której się znajdziemy. Ale powiedzmy sobie szczerze - City wygrało sezon, bo było lepsze. Bo wygrało obydwie bezpośrednie rywalizacje z United, bo zdobyło najwięcej, a straciło najmniej bramek. Bo Mancini (o którym będzie osobny tekst) potrafił okiełznać najbardziej kapryśne gwiazdy i z mozaiki narodowościowej poskładał efektywnie i efektownie grający zespół.


Bo to była głównie jego wygrana. I to on powinien zastąpić w klipie Justina Timberlake'a i zaśpiewać sir Alexowi Fergusonowi wraz z kibicami Bayernu (tymi pamiętającymi 1999 rok) "what goes around comes around".


środa, 9 maja 2012

Nie gadaj, tylko wracaj!


Yaya Toure wróci do Barcelony; pytanie tylko kiedy

Niezmiernie się ucieszyłem, przeglądając dzisiaj stronę internetową angielskiego The Telegraph. Po pierwsze dlatego, że z początku chciałem coś napisać o sloganie na autokar polskiej reprezentacji na Euro ("Razem niemożliwe staje się możliwe"), ale pewnie za godzinę-dwie cały Internet będzie roił się od komentarzy na ten temat. A po drugie dlatego, że Yaya Toure chce wracać do Barcelony!




Dla mnie jest to wiadomość, która cieszy nie mniej niż każde zwycięstwo Barcelony. Uważam bowiem, że najgorszym transferem w erze Guardioli nie było sprowadzenie Zlatana Ibrahimovicia w miejsce Samuela Eto'o, ani nawet ukraińskiego drewniaka, Dmytro Chygrynskiy'ego. Nie. Najgorszym możliwym ruchem było pozbycie się najlepszego defensywnego pomocnika świata, jakim jest według mnie Yaya Toure.


Jeżeli defensywny pomocnik zdobywa w dwa sezony 21 goli, grając w Lidze Mistrzów czy Premier League, to znaczy, że albo doskonale wykonuje rzuty karne, albo jest zawodnikiem kompletnym. Gdyby prawdą było to pierwsze, to Toure miałby nie 21, a 31 (jeśli nie więcej) trafień. Niestety, w City są zawodnicy lepiej bijący jedenastki i Iworyjczyk nie dostaje szans poprawy tej statystyki. On karne woli wypracowywać.


Zresztą patrzenie na grę Toure to sama przyjemność. To piłkarz na miarę nowoczesnej piłki, futbolu totalnego, a więc Barcelony ostatnich lat. Jak dla mnie, to - mówiąc kolokwialnie - wciąga Sergio Busquetsa nosem. To prawda, pod nieobecność czarnoskórego pomocnika Sergio B. rozwinął się dużo bardziej, niż gdyby miał być tylko zmiennikiem jednego z braci Toure. Jednak to jego były rywal zrobił w ciągu ostatnich dwóch lat większy postęp. Zaaklimatyzował się i został z miejsca wielką gwiazdą Premier League, najbardziej wymagających rozgrywek świata. Co ważne, nie potrzebował sezonu aklimatyzacji, jak było w przypadku m.in. Florenta Maloudy czy Mikaela Essiena.


Teraz Toure wypowiada się o swoim przywiązaniu do Barcelony, a moment nie jest bynajmniej przypadkowy. Z zespołu Dumy Katalonii odchodzi Pep Guardiola, przez którego (według zawodnika) Toure musiał opuścić Barcelonę. Według Iworyjczyka Pep nie poświęcił mu w sezonie 2009/2010 ani minuty. Nie porozmawiał z nim o jego sytuacji w klubie i wręcz zmuszał go do odejścia. Co prawda Guardiola twierdzi, że to Toure prosił prezydenta klubu, Joana Laportę o transfer, jednak na pewno coś musiało być na rzeczy. Pep jak to on, zachował się jak dżentelmen (a przynajmniej chciał za takiego uchodzić) i obiecał w razie spotkania z The Citizens porozmawiać z byłym podopiecznym, by wszystko sobie z nim wyjaśnić. Nie dostał takiej okazji.


A o następcy Guardioli Toure ma znakomite zdanie. I zapowiedział, że marzy o tym, by wrócić do stolicy Katalonii i zakończyć tam karierę. Z tej okazji kieruję do Iworyjczyka apel:


Yaya, nie gadaj, tylko wracaj! Już, teraz!


Jeżeli jest zawodnik, który może realnie wzmocnić Barcelonę, a więc podnieść jej piłkarską wartość, w nadchodzącym okienku transferowym, to jest nim bez wątpienia właśnie Toure. No i może jeszcze Gareth Bale wobec problemów Erica Abidala i solidności (niestety tylko solidności, a tutaj to zbyt mało) Adriano, ale nie można mieć wszystkiego. Osobiście wolałbym jednego Toure niż dwóch Bale'ów w bordowo-granatowej koszulce.


---


I jeszcze taka mała ciekawostka prasowa:



Jeżeli jutro na okładce sportu widnieć będzie tytuł "Nowi królowie Europy", "Koronacja Athletiku/Atletico", bądź "Bilbao/Atletico króluje w Europie", to znaczy że w "Sporcie" namiętnie ogląda się "Grę o tron" lub po prostu skończyły się pomysły na tytuły na okładkę. A może po prostu się czepiam?

niedziela, 6 maja 2012

Napastnika kupię/sprzedam


Muszę się przyznać bez bicia - uwielbiam piłkarskie lato. Nie dlatego, że można złapać trochę wytchnienia od tego sportu i zatęsknić za rozgrywkami (przede wszystkim mojej ulubionej Premier League). Dlatego, że wtedy rozkręca się na dobre karuzela transferowa. I choć wiem, że w tym roku nie obędzie się bez osłabienia (bardziej czy mniej poważnego) klubów, z którymi delikatnie sympatyzuję, czyli Atletico Madryt, Tottenhamu, FC Porto i Montpellier, to ból ten zrekompensować może to, co jest jedną z moich ulubionych części futbolu. Wielkie transfery wielkich nazwisk. A to lato najprawdopodobniej stanie pod znakiem wielomilionowych roszad w pierwszej linii wielu renomowanych zespołów.


I choć w Football Managerze Barcelona, Real i inne prowadzone przez komputer kluby nakupiłyby pewnie kilku Brazylijczyków, których potem po roku oddałyby bez żalu za grosze, w realnym świecie mamy szansę na dużo większe emocje i dużo ciekawsze roszady.


Jednym z najgorętszych miejsc latem będzie najprawdopodobniej biurko, na którym stoi faks w budynku klubowym Manchesteru City. Trzeba to powiedzieć - będzie się miało pod czym uginać. Na pewno trafi tam niejedna oferta za wracającego z wypożyczenia Emmanuela Adebayora, którego chyba na City of Manchester Stadium już skreślono. Poza nim szeregi The Citizens może opuścić Sergio Aguero, którego bardzo chciałby mieć u siebie Jose Mourinho, a także podpadający każdemu Mario Balotelli (powrót do Mediolanu?), przyklejony do ławki rezerwowych Edin Dzeko (pytał o niego Bayern) czy Carlos Tevez, którego odejście jeszcze dwa miesiące temu wydawało się być przesądzone. Osobiście śmiem twierdzić, że jeśli ktoś (poza Adebayorem, bo to raczej oczywiste) opuści Manchester, to będzie to Dzeko. Bo to napastnik warty gry o najwyższe cele w pierwszej jedenastce. Balotelli - niczym syn marnotrawny - jak zwykle wróci do łask, Tevez już to zrobił, Aguero natomiast jest zbyt cenny w walce o obronę mistrzowskiego tytułu (nie przewiduję, że City straci go na finiszu).


A od tego, ilu zawodników odejdzie, będzie też zależeć ilu przyjdzie. City chce Hulka (powalczy o niego z Chelsea, Liverpoolem i Tottenhamem), za którego Porto oczekuje już tylko 35 milionów funtów (zeszli z 85 milionów ze względu na kłopoty finansowe). Chce też Cavaniego, którego u siebie widziałby chyba prezes każdego liczącego się w Europie klubu. Kto wie, czy w Manchesterze nie skończy jednak Gonzalo Higuain, który miałby być elementem wymiany. Najpierw mówiono że za Dzeko, później - za Aguero.


Ale to nie jedyne nazwiska, o których ma być głośno. Mnie osobiście najbardziej interesuje rozwój sytuacji z Robinem van Persie. Co prawda Barcelona odcina się od zainteresowania nim, a sam Holender jest zachwycony tym, że wreszcie Arsenal wzmacnia się uznanymi nazwiskami (Podolski), jednak w tych sprawach nigdy do końca niczego nie wiadomo. Według mnie RvP byłby idealnym uzupełnieniem linii ataku Blaugrany. Messi, Alexis, Villa, Pedro, Tello (który jeszcze musi dojrzeć do gry w Katalonii) i do tego van Persie... Atak-marzenie! A że Vilanova ma na start dostać 100 milionów euro na transfery, to kto wie, czy Holender nie urzeczywistni tego fotomontażu:




A jeśli nie on, to kto wie, czy Barcy nie zasili jeden z rewelacyjnych napastników Atletico. Sam chętnie widziałbym Falcao w bordowo-granatowej koszulce, choć i Adrianem bym nie pogardził. Ci dwaj mogliby wynieść grę Barcy na wyższy poziom (choć kto wie, czy sprawdziliby się, a nie skończyli jak taki na przykład Ibrahimovic)


Skoro zbroi się Barcelona, nie może odstawać i Madryt. I tak wspomniany Aguero to marzenie Mourinho, choć ja wolałbym, żeby El Kun został w Manchesterze. Dlaczego? No bo niestety, to mogłoby być wielkie wzmocnienie największego rywala Barcy. A tak mogę się jeszcze łudzić, że to właśnie Blaugrana sięgnie po chłopaka z Argentyny, który pasowałby idealnie do stylu gry Katalończyków. 


Poza tymi wielkimi nazwiskami, wiele wskazuje na to, że kluby zmienią także inne gwiazdy wielkiego formatu linii ataku. Gylfi Sigurdsson wraca z wypożyczenia w Swansea z tarczą i kto wie, czy nie sięgnie po niego Manchester United. Sir Alex ma już podobno odłożone dziesięć milionów na Islandczyka. Część tego wydatku może pokryć odejście Michaela Owena. Zaskoczyło mnie tylko to, jakie kluby są najważniejszymi graczami w wyścigu po reprezentanta Anglii. Drugoligowy Brighton i chińskie Shanghai Shenhua. Cóż, gdyby swego czasu Michael został w Liverpoolu, a nie chciał podbić Hiszpanii, może teraz grałby wciąż na wysokim poziomie. A tak zapowiadający się na jednego z najlepszych angielskich napastników zawodnik rozmienił swoją karierę na drobne i nie osiągnął tego, do czego był przeznaczony.


Najgorętszymi nazwiskami na rynku będą oczywiście Nacho Novo, Marek Hubnik i Ismael Blanco, którym jednak więcej niż jednego zdania nie poświęcę. Niech ich (pseudo-)osiągnięcia w Polsce mówią same za siebie:


(tak dla porównania, Pavol Stano, stoper Korony Kielce w jednym meczu zdobył tyle bramek, co cała ta trójka w ciągu swojej "kariery" w Ekstraklasie)


W każdym razie zapowiada się niesamowicie ciekawe lato. Nie wiem jak Wy, ale ja już dawno odpaliłem już Football Managera i u mnie Aguero jest w Barcelonie, Adebayor w Liverpoolu, a van Persie... w Manchesterze City. W sumie to nie miałbym nic przeciwko takiemu układowi. Szczególnie że Real kupił... Keirrisona! :)