środa, 29 lutego 2012

Cudze chwalicie, swego nie znacie...

Cristiano Ronaldo


"Dziś na murawę Stadionu Narodowego wyjdzie wielki! Ten największy!" - tak Jacek Kurowski zapowiadał mecz Polski z Portugalią. Ale nie o samym meczu będzie dziś mowa. Bo, no właśnie, zapowiadał mecz czy wizytę Cristiano Ronaldo w Warszawie? W podobnym tonie wypowiadała się zresztą lwia część polskich dziennikarzy sportowych już od dwóch dni.

Nie wiem z czego to wynika... Z kompleksów? Tak bardzo taki Ronaldo reprezentuje nam "wielki, niedostępny świat"? Tak wyjątkową jest osobą, by swoją twarzą i nazwiskiem wpraszać się do naszych domów w każdym serwisie sportowym w radiu i telewizji?

Nie ujmując mu niczego, pamiętając o wygranych pucharach, to jest mistrzem świata? Nie. Mistrzem Europy? Nie. Może mistrzem olimpijskim? Też nie? A czy Ligę Mistrzów lub angielską Premiership wygrałby bez podań Paula Scholesa? Ryana Giggsa? Wayne'a Rooney'a?

A weźmy takiego Adama Małysza. Czterokrotny mistrz świata. O Kryształowej Kuli, lotach narciarskich, medalach olimpijskich nie wspominając. Można tu wymieniać jeszcze innych, Tomasza Majewskiego, Leszka Blanika, Tomasza Sikorę, Justynę Kowalczyk.  A jednak ich występy nie wzbudzają w komentatorach takiego dreszczu emocji jak ten Ronaldo. Nie pastwię się nad chłopakiem, z Messim byłoby to samo, z Ronaldinho pewnie też.

A jednak ja nie zamieniłbym jednego naszego Małysza na pięciu Ronaldo. I to nawet, gdyby ktoś zaoferował Heldera Postigę i Jose Mourinho do trenowania w pakiecie. To jest człowiek jak każdy inny, a w dodatku nie nasz rodak, który powinien być jednym z rywali. Rywal, którego może pokonamy. Raz już nam się to udało.