sobota, 3 marca 2012

Dokąd zmierza cudotwórca w białej koszuli?

Trener reprezentacji Zambii, Herve Renard


Gdyby nie moja wielka fascynacja piłką afrykańską, pewnie obok newsa o przedłużeniu kontraktu z reprezentacją Zambii przez Herve Renarda przeszedłbym bezrefleksyjnie. Ale że ostatnimi czasy historia reprezentacji Zambii poruszyła piłkarski świat, nie mogłem tego zrobić.

Chciałem trochę pogdybać. Jak skończyć może się ta decyzja dla Renarda, który w Zambii jest teraz jednym z największych bohaterów narodowych. To on sprawił, że po 19 latach, w mieście, w którym zginęła reprezentacja Chipolopolo, następcy tamtego teamu zdobyli Puchar Narodów Afryki. Sprawił, że czarny koń tego PNA napisał przepiękną historię.

Wydawało się, że zaraz po afrykańskich mistrzostwach, świat trenerów stanie przed Renardem otworem. Trener, który kiedyś zarabiał na życie wywozem śmieci stał się najgorętszym towarem na kontynencie. Oferty prowadzenia swoich reprezentacji złożyły Renardowi m.in. Senegal i Ghana. Zespoły, które niewątpliwie dysponują większym potencjałem (przede wszystkim ofensywnym) niż Zambia.

On jednak odrzucił te dwie oferty (i nie wiadomo ile innych, zapewne od klubów i reprezentacji z krajów, których piłka stoi pieniędzmi szejków - tam trenerzy z Afryki są bardzo szanowani), postanowił ciągnąć dalej swoją przygodę z Miedzianymi Pociskami. Jak to może się dla Renarda skończyć?

Opcja pierwsza: stabilizacja

Już za rok kolejny Puchar Narodów Afryki. Zawodnicy, którzy z formą trafili wybornie, nie zestarzeją się aż tak bardzo, by ich forma fizyczna miała drastycznie spaść. Doświadczony kapitan, Chris Katongo będzie miał 30 lat, a więc będzie w optymalnym dla pomocnika wieku. Stoper Joseph Musonda - 35, a więc będzie mógł się uzupełniać z młodym Stophirą Sunzu (który niewątpliwie latem trafi do silnego europejskiego klubu). Snajper Emmanuel Mayuka ma dopiero 21 lat, więc przyszłość przed nim (jemu też przepowiadam przenosiny do ligi mocniejszej niż szwajcarska). A że bramkarze są jak wino, to Kennedy Mweene może za rok być tylko lepszy. Jeżeli więc nie nastąpi nic niespodziewanego, szkielet tej reprezentacji pozostanie bez zmian i będzie można udanie powalczyć o obronę tytułu.

Piłka - nawet afrykańska - zna zresztą takie przypadki, gdy jeden sukces napędzał kolejny. Wystarczy przypomnieć Hassana Shehatę, który trzy razy z rzędu zdobył Puchar Narodów Afryki z Egiptem. A po drodze odrzucił intratne oferty z Omanu i Kuwejtu.

Opcja druga: upadek

Może być też tak, że ta drużyna osiągnęła szczyt możliwości miesiąc temu i nigdy więcej nie uda jej się wskoczyć na tak wysoki poziom. I braknie szczęścia. Drogba już nie spudłuje jedenastki, Asamoah Gyan również. I skończy się na fazie grupowej, a Renard przestanie być bogiem, a zacznie się zastanawiać nad tym, dlaczego nie odszedł w glorii chwały. Jak swego czasu Otto Rehhagel, który odmówił reprezentacji Niemiec po sensacyjnie wygranym Euro 2004 z Grecją. Wydawało się wtedy, że Niemcy dysponują słabą, podstarzałą reprezentacją, której nie stać nawet na pokonanie Łotwy na mistrzostwach Europy. Na nieszczęście boskiego Otto, to Grecy się zestarzeli, a w Niemczech świętowano w ciągu kolejnych sześciu lat wicemistrzostwo świata, wicemistrzostwo Europy i brąz na ostatnim World Cup.

A co by było, gdyby Renard odszedł...

Mógł skończyć dokładnie tak, jak Andre Villas-Boas. Jeden udany sezon w Porto (udany to może nawet mało powiedziane, niesamowity!) i transfer do Chelsea. Z perspektywy czasu transfer przedwczesny, AVB nie był jeszcze gotowy, by zapanować nad taką grupą indywidualności jak The Blues.

A może jak Rafa Benitez, który był trenerem jednego klubu. Valencii. Później już ani razu nie nawiązał do renomy, jaką miał w stolicy Lewantu. Ktoś powie, że przecież wygrał Champions League. To fakt, ale z zespołu, który miał na swoim koncie najwięcej tytułów mistrzowskich w Anglii zrobił zespół środka tabeli. Warto przypomnieć, że po wygranej Champions League, Liverpool grał w eliminacjach tylko dzięki temu, że UEFA postanowiła pozwolić obrońcy tytułu na udział w rozgrywkach. A to, co "osiągnął" w Interze nie warte jest jakiegokolwiek komentarza.

Mógł jednak skończyć także jak Jose Mourinho czy Guus Hiddink. Trenerzy-cudotwórcy, którzy gdzie się nie pojawią, tam robią wielki zespół. Dwaj zdobywcy potrójnej korony, dla których nie ma znaczenia czy prowadzą pełną gwiazd Chelsea, średnie PSV i Porto czy reprezentację Australii. Przeciwko ich zespołom nikt nie lubi grać. Oni są dwunastym zawodnikiem zespołu na wyjazdach i trzynastym w meczach u siebie.

Ale, wracając do Renarda, to tylko spekulacje. Jak będzie naprawdę, okaże się za rok. Może Renard wie coś, czego my nie wiemy, może czeka na odpowiedni moment, by przejść krok dalej. Jeżeli przy podpisywaniu kontraktu miał na sobie szczęśliwą białą koszulę, to raczej nie powinien się obawiać o swoją przyszłość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz