niedziela, 18 marca 2012

Kłamca kłamca


- Będzie pan szkoleniowcem kadry po ME?
- Ech, najgorsze pytanie. Mam kontrakt do Euro, ale już wiem, co będę robił później. Nawet, gdybyśmy zagrali w finale. Po zakończeniu turnieju najpierw solidne wakacje, a później... Dowiecie się w lipcu.
- Porzucił pan marzenia o pracy w Bundeslidze?
- Dwa razy miałem super propozycje z Niemiec. Gdy pracowałem w Widzewie Łódź, menedżer Hansy Rostock przyjechał kupić Sławka Majaka i chciał rónież mnie zabrać. (...) Z kolei, kiedy prowadziłem Wisłę Kraków, miałem dzień na decyzję w sprawie kontraktu z Werderem Brema. Veto postawił prezes Bogusław Cupiał. Ale do trzech razy sztuka.
 
Oto słowa naszego selekcjonera na Euro 2012, Franciszka Smudy z wywiadu opublikowanego na łamach katowickiego "Sportu" 29. lutego. Smuda nie pozostawia złudzeń: po Euro odchodzi, najprawdopodobniej do Niemiec i nic tego nie zmieni. Jeżeli dokładnie takie słowa wypowiedział trener reprezentacji, to w porządku, zrobi swoje i odejdzie. Miał być selekcjonerem na Euro, wybranym przez naród, który forsował kandydaturę Franza po beznadziejnych eliminacjach mistrzostw świata 2010. I - jeżeli nie wydarzy się nic tak poważnego, by sam z tej funkcji zrezygnował - tym selekcjonerem jest i do czerwcowego turnieju nim pozostanie.

A jednak złotousty Franz nie potrafił pozostać konsekwentny do końca. A że mógł świadczy przykład choćby Guusa Hiddinka, gdy ten był selekcjonerem reprezentacji Australii. Holender wiedział, jego podopieczni również wiedzieli, że po mistrzostwach świata w 2006 roku zostanie on selekcjonerem rosyjskiej drużyny narodowej. A jednak "Socceroos" zagrali fenomenalnie, Hiddink skupił się na swojej obecnej pracy i nikt nie miał mu za złe, że w lipcu przejął Sborną. Szczególnie, że na mundialu dał z siebie wszystko i wycisnął z Australijczyków wszystko, co tylko mógł.

A Smuda? Oto fragment wywiadu dla dzisiejszego "Gościa Niedzielnego":


- Jeśli dobrze wypadniemy na Euro, będzie Pan nadal trenerem reprezentacji, czy ma pan jakieś inne plany?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. W jednym z wywiadów powiedziałem, że wiem, co będę robił po mistrzostwach, i rozpoczęły się spekulacje, gdzie będę pracował. Ja Panu ujawnię, co będę robił: pojadę na wakacje, zaszyję się gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie. I o to mi chodziło w tym wywiadzie.


Smuda twierdzi chyba, że ludzie nie potrafią znaleźć wypowiedzi sprzed niemal miesiąca, albo są tak głupi, żeby nie zauważyć, że nie pozostawił wątpliwości. Że nie mówił o zaszyciu się gdzieś, a o przyszłym pracodawcy. "Ech, najgorsze pytanie. Mam kontrakt do Euro, ale już wiem, co będę robił później. Nawet, gdybyśmy zagrali w finale. Po zakończeniu turnieju najpierw solidne wakacje, a później... Dowiecie się w lipcu".

Nieładnie panie Franciszku, nawet bardzo nieładnie. Tak kłamać i to na łamach katolickiego czasopisma, w wywiadzie, w którym mówi się o modlitwie i wierze... A może Smuda kłamał na łamach "Sportu"? Może nikt naszego selekcjonera nie chce...

Jedno jest pewne, w słowa Franza już od jakiegoś czasu nie sposób wierzyć, a on z każdym udzielonym wywiadem, z każdą konferencją prasową się pogrąża. Człowiek, który stara się o wizerunek konsekwentnego, będąc nieugiętym w sprawie Artura Boruca i Michała Żewłakowa, sam notorycznie kłamie. Jeśli więc ktoś jeszcze liczy na jego silny charakter i niezłomną osobowość na Euro, powinien się poważnie zastanowić. Jeśli jeszcze w ogóle jest ktoś taki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz