wtorek, 24 kwietnia 2012

Wynik egzaminu: trzy razy negatywny


Ostatni tydzień to trzy ważne egzaminy oblane przez piłkarzy Barcy
Trzeba to dzisiaj powiedzieć, choć mi, kibicowi Barcelony wciąż z tym ciężko. Jeśli w tym tygodniu piłkarze Barcelony trzykrotnie podchodziliby do egzaminu na prawo jazdy, zamiast do kluczowych meczów sezonu, to niestety trzy razy usłyszeliby od egzaminatora: "zapraszam następnym razem". O tym, że doskonale wiem, jak smakują te słowa, mówić nie będę (choć wierzcie mi, że jest o czym). Powiem właśnie o tych trzech egzaminach, po których zawodnicy Blaugrany będą musieli wykupić sobie obowiązkowo dodatkowe pięć godzin "jazd".

ŁUK


W zeszłą środę, wstyd to mówić, Barca oblała na łuku. Po raz pierwszy wysokiej klasy samochód Blaugrany zgasł, gdy Alexis Sanchez trafił w poprzeczkę. Nerwy wzięły górę po golu Drogby i drugie podejście, zakończone słupkiem Pedro, również okazało się nieudane. Testujący przyszłego kierowcę Włoch Roberto Di Matteo z nieskrywaną przyjemnością podpisał się pod negatywnym wynikiem egzaminu






WZNIESIENIE


Ale w sobotę musiało być lepiej. Godzina egzaminu podobna, nawet trochę wcześniejsza. Nie można więc powiedzieć, by zdający był zmęczony dniem - nic z tych rzeczy. I choć sabotażysta Sami Khedira pozamieniał miejscami zbiornik hamulcowy ze zbiornikiem płynu chłodzącego, to przegląd techniczny i łuk udało się jakoś - głównie za sprawą Alexisa Sancheza - przebrnąć. Kto by się jednak spodziewał, że już na wzniesieniu egzaminator rodem z Portugalii, o dźwięcznym nazwisku Ronaldo, będzie musiał po raz kolejny oblać Barcelonę. I choć bolid FCB sapał, dyszał i dmuchał, niczym lokomotywa z wiersza Tuwima, to samochód zgasł dwukrotnie i trzeba było stanąć w okienku, by zapisać się na kolejny termin.






MIASTO


No i dziś się udało. Blaugrana wreszcie wyjechała na miasto, radziła sobie tam naprawdę dobrze. Pierwsze 44 minuty egzaminu to pasmo sukcesów. Przegląd, łuk, wzniesienie, zawracanie "na trzy" - wszystko poszło idealnie, choć egzaminator - znów Roberto Di Matteo rzucał kłody pod nogi. Potem jednak zaczęły się schody. Gdy na drogę nagle wybiegł mężczyzna, ubrany od stóp do głów na niebiesko, z numerem 7 wytatuowanym na plecach, pojazd Barcy musiał gwałtownie zahamować.






- I takie okoliczności się zdarzają, trzeba jechać dalej - pomyślał egzaminowany i jechał dalej. Dalej i po swoje, był bowiem pewny, że lada moment usłyszy, że wreszcie się udało, że egzamin jest wreszcie zaliczony.


Prawdziwe problemy zaczęły się jednak dopiero po 50. minucie testu. No bo jak można na drodze z pierwszeństwem "dać po hamulcach" na skrzyżowaniu z wiejską dróżką? Lionel Messi pewnie do teraz nie potrafi sobie wyjaśnić, dlaczego przepuścił niebieski samochód, prowadzony przez jakiegoś faceta wyglądającego na Czecha.






Złym omenem było także to, że gdy tylko samochód Barcelony podchodził do parkowania, drogę zastawiał mu autokar wiozący dziewięciu chłopa z jakąś dziwną naszywką z lwem na koszulkach. I dziesiątego, łudząco podobnego do spotkanego wcześniej Czecha, z czarnym kaskiem na głowie.


Ale egzamin trwał dalej i - pozbawiony sporej części pewności siebie - kursant wierzył w to, że uda się go ostatecznie zdać. I prawdopodobnie zbyt mocno skupił się na tej wierze. Nie wiadomo, gdzie był myślami, gdy pod koła wbiegł mu blondwłosy młodzieniec o piegowatej twarzy





I choć po raz trzeci uśmiech satysfakcji zagościł na twarzy egzaminatora, to i tym razem nie można było mieć do niego pretensji. Był wymagający, ale nie niesprawiedliwy.


---


- Gdyby tylko to parkowanie wyszło szybciej, może wrócilibyśmy do ośrodka wcześniej, a ten blondwłosy dzieciak nigdy nie stanąłby nam na drodze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz