środa, 18 kwietnia 2012

Wyciągnąć wnioski

Zarówno Mourinho, jak i Guardiola mają obecnie sporo do roboty


Kto wygra nadchodzące Gran Derbi? Choć do meczu pozostały jeszcze dwa dni, jestem przekonany, że odpowiedzieć na to pytanie można już dziś. I nie, nie odpowiem na nie, że Barcelona, bo jest lepsza. Moje sympatie nie mają w tym momencie nic do rzeczy. Wygra je ten, kto lepiej wykorzysta nauczkę, jaką były przegrane potyczki w Lidze Mistrzów. Ten, kto drobiazgowo wyeliminuje swoje błędy popełnione w środku tygodnia, a także podejrzy, jak rywale rozerwali defensywę tych drugich.

Pierwszy szkołę wygrywania dał Barcelonie Bayern. Kluczem jest przede wszystkim zastosowanie wysokiego pressingu na całej długości boiska. Przy podwojonym czy nawet potrojonym nacisku ze strony Bawarczyków, nawet takie tuzy jak Cristiano Ronaldo czy Mesut Ozil mieli niesamowity kłopot, by pokazać pełnię swoich umiejętności. Pojedynki udawało im się wygrywać tylko wtedy, gdy przyszło stoczyć batalie biegowe jeden na jeden. Zarówno Alabie, jak i Lahmowi nie można odmówić szybkości, jednak Ronaldo i Di Maria bili ich na głowę swoim przyspieszeniem na kilku metrach.

No i należy wyłączyć cicho pracujący mózg Realu czyli Xabiego Alonso. Na palcach jednej ręki można było policzyć piłki, które Bask rozdzielił tak, jak czyni to kilkunastokrotnie w meczach Primera Division. Zawsze kierunek podania determinowany był tym, z której strony nie naciska go a to Luis Gustavo, a to Toni Kroos.

Dla Realu zaś sposobem na zwiększenie swoich szans może być eliminacja niepotrzebnych fauli w środku boiska i bezsensownych dyskusji z sędziami. Żeby gra była bardziej płynna, mecz zakończyło jedenastu Królewskich (przede wszystkim Marcelo i Pepe), a po spotkaniu nie było durnego gadania, że znowu sędzia pomógł Barcelonie. Gdy o tym piszę, od razu na myśl przychodzi spotkanie zakończone wynikiem 2:0 dla Barcelony, kiedy to celem Realu nie było zwycięstwo, a wyeliminowanie na dobrych kilka miesięcy z gry Lionela Messiego.

Jako kibic Barcelony liczyłem, że w środę to, co spotkało Real na Allianz Arena, ominie Barcelonę na Stamford Bridge. Londyn okazał się jednak bezlitosny dla podopiecznych Guardioli. Trzeba wobec tego iść dalej i pamiętać błędy, które się popełniło w Anglii. Przede wszystkim lepiej zabezpieczać tyły przed kontrami rywali. Real wyprowadzać tego typu akcje potrafi błyskawicznie, chyba nawet lepiej niż Chelsea, stoperzy i defensywni pomocnicy muszą się więc mieć na baczności przez okrągłe 90 minut.

A wskazówki dla drużyny ze stolicy Hiszpanii? Chelsea na pewno pokazała Mourinho lepszą drogę niż ta obrana przez niego w ostatnim czasie. Na mecz z zespołem z Katalonii wychodzi się nie po to, by pokonać Barcelonę, a po to, by wygrać swój mecz. Niestety dla siebie, Portugalczyk często zapomina o tym, że liczą się trzy punkty dla Realu, a nie wyszarpanie ich Blaugranie. Dlatego w ostatnich latach Gran Derbi to spotkania pełne agresji, wręcz brutalne - głównie za sprawą nabuzowanych Królewskich. Wejść Pepe w Alvesa, Marcelo w Fabregasa, czy wspomnianego 0:2 i kopania Messiego przy każdej możliwej okazji nie można bowiem nazwać inaczej, niż klasycznym boiskowym chamstwem.

Jest jednak sporo czasu, by wnioski wyciągnąć. Na pewno przed Mourinho i Guardiolą dwie bezsenne noce, kiedy będą próbować znaleźć jak najwięcej czułych punktów w ciele kolosa, jakim jest ich rywal. Kto uczyni to lepiej, nie zapominając jednocześnie o uwypukleniu własnych atutów i eliminacji niedociągnięć, osiągnie w sobotę sukces. Bo po lekkiej bryndzy, jaką zaprezentowali obaj hiszpańscy giganci, jak na razie wszystko przemawia za remisem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz