środa, 9 maja 2012

Nie gadaj, tylko wracaj!


Yaya Toure wróci do Barcelony; pytanie tylko kiedy

Niezmiernie się ucieszyłem, przeglądając dzisiaj stronę internetową angielskiego The Telegraph. Po pierwsze dlatego, że z początku chciałem coś napisać o sloganie na autokar polskiej reprezentacji na Euro ("Razem niemożliwe staje się możliwe"), ale pewnie za godzinę-dwie cały Internet będzie roił się od komentarzy na ten temat. A po drugie dlatego, że Yaya Toure chce wracać do Barcelony!




Dla mnie jest to wiadomość, która cieszy nie mniej niż każde zwycięstwo Barcelony. Uważam bowiem, że najgorszym transferem w erze Guardioli nie było sprowadzenie Zlatana Ibrahimovicia w miejsce Samuela Eto'o, ani nawet ukraińskiego drewniaka, Dmytro Chygrynskiy'ego. Nie. Najgorszym możliwym ruchem było pozbycie się najlepszego defensywnego pomocnika świata, jakim jest według mnie Yaya Toure.


Jeżeli defensywny pomocnik zdobywa w dwa sezony 21 goli, grając w Lidze Mistrzów czy Premier League, to znaczy, że albo doskonale wykonuje rzuty karne, albo jest zawodnikiem kompletnym. Gdyby prawdą było to pierwsze, to Toure miałby nie 21, a 31 (jeśli nie więcej) trafień. Niestety, w City są zawodnicy lepiej bijący jedenastki i Iworyjczyk nie dostaje szans poprawy tej statystyki. On karne woli wypracowywać.


Zresztą patrzenie na grę Toure to sama przyjemność. To piłkarz na miarę nowoczesnej piłki, futbolu totalnego, a więc Barcelony ostatnich lat. Jak dla mnie, to - mówiąc kolokwialnie - wciąga Sergio Busquetsa nosem. To prawda, pod nieobecność czarnoskórego pomocnika Sergio B. rozwinął się dużo bardziej, niż gdyby miał być tylko zmiennikiem jednego z braci Toure. Jednak to jego były rywal zrobił w ciągu ostatnich dwóch lat większy postęp. Zaaklimatyzował się i został z miejsca wielką gwiazdą Premier League, najbardziej wymagających rozgrywek świata. Co ważne, nie potrzebował sezonu aklimatyzacji, jak było w przypadku m.in. Florenta Maloudy czy Mikaela Essiena.


Teraz Toure wypowiada się o swoim przywiązaniu do Barcelony, a moment nie jest bynajmniej przypadkowy. Z zespołu Dumy Katalonii odchodzi Pep Guardiola, przez którego (według zawodnika) Toure musiał opuścić Barcelonę. Według Iworyjczyka Pep nie poświęcił mu w sezonie 2009/2010 ani minuty. Nie porozmawiał z nim o jego sytuacji w klubie i wręcz zmuszał go do odejścia. Co prawda Guardiola twierdzi, że to Toure prosił prezydenta klubu, Joana Laportę o transfer, jednak na pewno coś musiało być na rzeczy. Pep jak to on, zachował się jak dżentelmen (a przynajmniej chciał za takiego uchodzić) i obiecał w razie spotkania z The Citizens porozmawiać z byłym podopiecznym, by wszystko sobie z nim wyjaśnić. Nie dostał takiej okazji.


A o następcy Guardioli Toure ma znakomite zdanie. I zapowiedział, że marzy o tym, by wrócić do stolicy Katalonii i zakończyć tam karierę. Z tej okazji kieruję do Iworyjczyka apel:


Yaya, nie gadaj, tylko wracaj! Już, teraz!


Jeżeli jest zawodnik, który może realnie wzmocnić Barcelonę, a więc podnieść jej piłkarską wartość, w nadchodzącym okienku transferowym, to jest nim bez wątpienia właśnie Toure. No i może jeszcze Gareth Bale wobec problemów Erica Abidala i solidności (niestety tylko solidności, a tutaj to zbyt mało) Adriano, ale nie można mieć wszystkiego. Osobiście wolałbym jednego Toure niż dwóch Bale'ów w bordowo-granatowej koszulce.


---


I jeszcze taka mała ciekawostka prasowa:



Jeżeli jutro na okładce sportu widnieć będzie tytuł "Nowi królowie Europy", "Koronacja Athletiku/Atletico", bądź "Bilbao/Atletico króluje w Europie", to znaczy że w "Sporcie" namiętnie ogląda się "Grę o tron" lub po prostu skończyły się pomysły na tytuły na okładkę. A może po prostu się czepiam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz